Opiekunowie z IAESTE umówili się ze mną na 10:45, jako, że 15 minut miało nam starczyć na dojście do gabinetu profesora.
Oczywiście moje spóźnienia już nie mają znaczenia ;)
O 11.15 przybył Pranav - koordynator summer reception w Indiach. Do profesora trafiliśmy 11.30 - ale go i tak jeszcze nie było...
Wszyscy tutaj są tacy wyluzowani - umawiasz się na 11, ale i tak wszyscy są o 12.
Posiedziałem trochę w gabinecie dziekana. Bardzo przytulne miejsce. Była tam kobieta, domyślam się, że sekretarka, ubrana w sari. Nie rozumiem tego trochę, ale wszyscy, którzy wchodzili do środka, nawet nie mówili jej dzień dobry, a co dopiero pytać się czy mogą wejść. Ta Pani była od wypełniania dokumentów i zanoszenia ich tam, gdzie ma - nie była taką naszą "sekretarką-asystentką".
Nagle do pokoju wparował mój profesor - Dr. C. Gurudas Nayak. Jest on tak niski, że każe mi cały czas siedzieć bo jak wstanę (a wysoki jakoś super nie jestem) to sięga mi trochę powyżej pasa ;p
Jego umiejętność angielskiego kończy się na piśmie. Mówi hingliszem. Nie umiem go zrozumieć totalnie. Jego fonetyka albo uciekła gdzieś go innej galaktyki, albo nigdy jej nie było (domyślam się, że to drugie -.-). Próba komunikacji z nim kończy się zawsze powtarzaniem jednego zdania 20 razy. Do tego bardzo "pomaga" nam gest zgody/niezgody. W Indiach na tak, ludzie kiwają głowami lewo-prawo, na nie - góra-dół. Dramat pt. prof Nayak i Heichel można nazwać tragikomedią. On coś do mnie mówi, kiwa głową lewo-prawo i pyta się czy ok? ok? Ja obieram jego zażenowanie, ale chce być miły więc kiwam głową góra-dół mówiąc ok! ok! Domyślam się, że on odbiera mnie tak jak ja jego, dlatego zawsze powtarza WSZYSTKO milion razy. Do tego ma okropną manierę robienia hy? he? hye? zamiast ok czy coś. Jego mowa jest tak szybka, że próbując zrozumieć co chce powiedzieć zawsze zaczynam się zastanawiać... a wtedy zaatakuje mnie swoim "he?" i już nie pamiętam nawet o czym myślałem.
Jako, że jestem studentem Automatyki i Robotyki przyjechałem do Instrumentation and Control Engg. Department. W ofercie miałem napisane, że będę zajmował się procesowaniem obrazów. Czyli obróbka w celu wykrywania krawędzi, rozjaśniania obrazu etc. Ku zwidzieniu zapewne wszystkich - będę pracować w szpitalu. Jest tam Gamma Camera, której wyniki mam analizować przez jakiś czas, a następnie napisać publikację naukową na ten temat.
Miałem przyjść następnego dnia na 11 ze zgodą dziekana i ordynatora na wejście i korzystanie ze sprzętu w szpitalu.
EDIT: Dodałem filmik :D mój profesor właśnie takim hingliszem mówi !